Wielkimi krokami zbliża się uroczystość Zesłania Ducha Świętego, na parafialnych stronach pojawiają się zaproszenia na czuwania, różne wydarzenia katolickie i pierwsze "katolickie" naparzanki. Ci, którzy modlą się tylko w ciszy i na klęcząco, walą w "tańczących protestantów". Ci, których karmią wspólnoty charyzmatyczne, patrzą z politowaniem na osoby modlące się na różańcu. I tak w kółko, kolejny rok z rzędu, choć coraz mniej mnie to dziwi i zaskakuje.
Niemal na końcówce kampanii prezydenckiej wrócił do debaty publicznej temat religii w szkołach. Oto Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepisy rozporządzenia ministra edukacji, na mocy których ocena z religii przestała wliczać się do średniej ocen uczniów, są niezgodne z ustawą zasadniczą. To drugie orzeczenie TK w sprawie religii. W listopadzie ub. roku stwierdził on, że rozporządzenie Ministerstwa Edukacji Narodowej o organizacji lekcji religii i etyki w publicznych placówkach edukacyjnych (zakładało m.in. łączenie uczniów w różnym wieku w większe grupy) jest niezgodne z Konstytucją, bo wydano je bez uzgodnienia i porozumienia z Kościołem katolickim – czego z kolei wymagają inne akty prawne.
Czy nie jest to zachwycające, że można przez całe życie mieć przy sobie kobiety, których miłość i mądrość otula nas troską, dodaje wiatru w skrzydła, przy których nie obawiamy się odsłonić najbardziej wrażliwych miejsc naszego serca i od których możemy czerpać inspiracje i uczyć się, jak żyć, by żyć dobrze? I traktować je jak mamy - z czułością, oddaniem, szacunkiem i ufnością, że życzą nam jak najlepiej?
Sztuczna inteligencja ma ogromny potencjał kreowania obrazu świata, jaki dociera do miliardów ludzi na ziemskim globie. Może to być obraz prawdziwy, ale także radykalnie fałszywy. Dotyczy to także obrazu Kościoła i jego nauczania.
Czasy mamy trudne, pełne napięć i konfliktów. Trudno jest znaleźć powód do jako takiej równowagi psychicznej i optymistycznego patrzenia na przyszłość, a powodów do zatroskania zdaje się być coraz więcej. Nie dajmy się jednak zwariować. Nawet w trudnych czasach trzeba odkrywać i ‘praktykować’ w sobie człowieczeństwo.
Nie pytamy ludzi, na znajomości z którymi nam zależy, na kogo głosowali – o ile nie mamy mocnych podejrzeń, że wybrali podobnie do nas. Dlaczego nie pytamy? Bo nie chcemy, żeby polityka nas podzieliła. Nie chcemy się kimś rozczarować albo kogoś do siebie zniechęcić. Nie chcemy się konfrontować z innymi poglądami, bo odziedziczyliśmy przekonanie, że jedność to jednakowość, a o politykę można się tylko pokłócić.
Doktryna nie jest nam dana raz na zawsze. Kształtowała się przez wieki i nadal powinna się zmieniać szukając prawdy w dialogu. W zeszłym tygodniu, 17 maja, papież Leon XIV w przesłaniu skierowanym do członków Fundacji „Centesimus Annus Pro Pontefice”, wyjaśnił jak należy rozumieć słowo „doktryna” odnosząc się głównie do społecznej nauki Kościoła.
Spotkanie jakich wiele. Kilkunastu rodziców w jednym miejscu, opowiadamy o naszych troskach, radościach, planach wakacyjnych. W pewnym momencie jedna z mam mówi, że boi się, bo znowu jest tak zimno i deszczowo, a jej dzieci po dwóch miesiącach chorowania dopiero wróciły do placówek. Zaczyna płakać. Widzę jej zmęczenie, potrzebę powrotu do rutyny i bezradność. Znam jej ból. Też jestem mamą, której dzieci bardzo często chorowały, gdy były małe. Inna sytuacja, rozmawiam z mamą po czterdziestce, która kilkanaście lat starała się o dziecko. Wymarzone, wyczekane, jedyne. I jej bezradność, gdy nie radzi sobie z wybuchami złości córki i zaczyna krzyczeć, ma chęć uderzyć swój długo wyczekiwany skarb. Obezwładnia ją bezradność, czuje się najgorszą matką świata.
Miłość, jedność, pokój – to trzy słowa, którymi Leon XIV otworzył w minioną niedzielę swój pontyfikat. Papież jest realistą. Wie, że ani jedności, ani pokoju, ani miłości nie można osiągnąć w pojedynkę. Wzywał zatem do współdziałania, niezamykania się w swoich „bańkach”, doceniania osobistej historii drugiego człowieka i podjęcia wspólnej drogi ku Bogu.
Nie trzeba od razu nikogo dosłownie zabijać, by poważnie naruszać piąte przykazanie. Wystarczy - przez kąśliwy żarcik, hejt czy uszczypliwość - odebrać drugiej osobie choćby najmniejszy pierwiastek życia - godność, dobry humor, optymizm, o który ktoś być może z trudem walczył po przeżytym dopiero co kryzysie. Czy wobec tego - jako jednostki i społeczeństwo - jesteśmy w stanie stanąć ponad naszą kruchą kondycją? Wiele wskazuje, że tak.
Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami. Przeglądając wyniki opublikowane na stronie Państwowej Komisji Wyborczej, kołatały mi w głowie rozmaite hasła, z którymi przez te kilkanaście pierwszych dni od wyboru zaczął być kojarzony Leon XIV. Jak bardzo potrzebujemy pokoju, jedności, wzajemnego słuchania i budowania mostów! Jak bardzo prorocze są te wyzwania i nadzieje, które dostrzega i wskazuje Papież! Nie "gdzieś w świecie", tylko "tutaj", "dziś", w Polsce.
Wypatrując wielkich znaków i sygnałów dotyczących zainaugurowanego uroczyście 18 maja br. pontyfikatu, łatwo stracić z oczu lub po prostu przeoczyć drobnostki, które okazują się znaczące. Ponieważ papież staje także wobec bardzo przyziemnych problemów.
Ostatnie miesiące wstrząsnęły naszym obrazem relacji między państwami, tymi politycznymi i gospodarczymi. Można zaryzykować też twierdzenie o zapaści organizacji międzynarodowych, zarówno tych politycznych, jak i dobroczynnych. Dużą rolę odgrywają w tych zmianach Amerykanie z Północy. Dzisiaj mamy też dzień inauguracji pontyfikatu Leona XIV, pierwszego papieża z USA. Jakie były jego pierwsze dni i jakie kładzie akcenty?
Od pewnego czasu zadaję sobie to pytanie: jak o siebie zadbać w czasach ciężkich społecznych nastrojów, gdy mamy tak bardzo wszystkiego dość, że jedynym rozsądnym wyjściem wydaje nam się dom w środku lasu albo chatka w Bieszczadach? Bo nie da się ukryć, że ostatnio naprawdę można mieć dość.
Mój prezydent nie musi zgadzać się z moimi poglądami, ale powinien być uczciwy, zdolny do dialogu i do współpracy dla wspólnego dobra. Nie musi wierzyć w Boga. Wystarczy, aby miał kontakt z rzeczywistością i dbał o relacje z ludźmi.
Leon XIV powiedział w poniedziałek do przedstawicieli mediów: "pokój zaczyna się od nas, od sposobu, w jaki patrzymy na innych, słuchamy innych, mówimy o innych". Jakże te słowa mocno mnie poruszyły! W ostatnim czasie nieustannie doświadczam tego, że sposób w jaki patrzymy na innych może budować, ale może też niszczyć i zamykać nas na dobro.
Od tygodnia mamy w Kościele nowego papieża. Wybór kard. Roberta Prevosta, prefekta Dykasterii ds. Biskupów, stosunkowo nowego człowieka w Kolegium Kardynalskim (kardynałem został kreowany na konsystorzu we wrześniu 2023 r.), w dodatku Amerykanina był pewnym zaskoczeniem. Pojawiał się co prawda w gronie „papabili”, ale gdzieś na odległych miejscach. Stawiano raczej na wybór kard. Pietro Parolina, sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej. Jeszcze we wtorek – w przeddzień konklawe – nazwisko Prevost włoska prasa umieszczała wśród potencjalnych następców Franciszka. W środę już go nie było. A jednak Duch Święty zaskoczył…
Sezon komunijny w pełni. Co roku od końca kwietnia zaczynam obserwować napływ pytań, co podarować dziecku pierwszokomunijnemu w prezencie, by to przynosiło pożytek małemu sercu i było rzeczywiście związane z sakramentem. Propozycji można podawać wiele, sama jednak najczęściej dzielę się tym, co w moim odczuciu było szczególnym i do dziś przynoszącym owoce prezentem. Mam na myśli... pielgrzymkę.
Z pewnością warto i trzeba nasłuchiwać, co o migrantach i uchodźcach powie nowo wybrany na Stolicę Piotrową Leon XIV. Ale to nie znaczy, że należy lekceważyć w tej samej sprawie głos Kościoła w Polsce.
Życie nieustannie nas zaskakuje i przypomina o tym, żeby się nie śpieszyć z ocenami i prognozami. Wybór papieża Leona XIV świadczy o tym dobitnie. Przypomina o kilku sprawach, które mogą się wydawać truizmem, ale one mają wielkie znaczenie w życiu każdego z nas. Pozwolę sobie na autorski komentarz kilku aspektów życia nowego papieża, które wydają mi się ważne dla każdego.
{{ article.description }}