Człowiek współczesny nie lubi i nie umie już czekać. Kultura dobrobytu przyzwyczaiła nas do tego, że wystarczy tylko sprecyzować swoje oczekiwania, a wszystko będzie niemal natychmiast gotowe do wzięcia i wykorzystania. Zatraciliśmy umiejętność starania się o coś, systematycznej pracy, cierpliwości w oczekiwaniu. Ale konsekwencją tego jest też i to, że nie czujemy smaku sukcesu, nie umiemy się już cieszyć tym, co osiągnęliśmy.
Obserwując media społecznościowe można dostrzec, że w Polsce jednym z istotnych tematów staje się powoli tożsamość księdza. Bez wątpienia wiąże się ona z jego duchowością. Jaki jest jej stan, szczególnie wśród duchownych diecezjalnych?
To, że mamy kryzys, jest jasne. Widać to choćby po ostatnim spisie powszechnym, w którym jedna piąta Polaków odmówiła informacji o swoim wyznaniu, a prawie milion siedemset osób więcej niż dekadę temu określiły się jako osoby bezwyznaniowe.
Czemu dotąd nie wsłuchano się w głos pokrzywdzonych, czemu proponowanych przez nich rozwiązań nie ma? Strach? Mentalność oblężonej twierdzy? Lęk przed tym, że jak się ustąpi w jednym obszarze, to za moment trzeba będzie to zrobić w kolejnym? Pewnie wszystko na raz.
Wielkimi krokami zbliża się zakończenie roku szkolnego i wyczekiwane przez dzieci (i nauczycieli zapewne też…) wakacje. Jako mama czwartoklasisty ze zdumieniem patrzę na to, co dzieje się w szkole i klasie syna. Zaczął się wyścig z czasem i zbyt "niskimi" ocenami. Nie mam pojęcia jak sytuacja wygląda w innych szkołach czy grupach, ale to, co widzę u nas trochę mnie przeraża. Walka o czerwony pasek, o jak najwyższą średnią, bo inaczej… no właśnie.
Kilka lat temu bliska nam para podzieliła się, że każdą swoją wspólną modlitwę małżeńską kończą słowami: "Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według Serca Swego". Pamiętam, jak mnie to wyznanie ogromnie dotknęło. To był brakujący puzel, który umykał mojej duchowości!
Obraz „Kościoła-domu” jest nośny i trafia do każdego. Jednak nie zawsze budzi dobre skojarzenia. Czy sytuowanie się Kościoła w pozycji miłosiernego ojca wypatrującego powrotu marnotrawnego syna przyniesie spodziewane skutki?
Nie przeczuwaliśmy, jaki efekt i znaczenie będą miały słowa Jana Pawła II przyzywające ‘zstąpienia Ducha Świętego i odnowieniu oblicza ziemi’. Nawet papież, który je wtedy wypowiadał tego sobie nie wyobrażał, co sam przyznał po latach. A jednak, były to słowa opatrznościowe, które zmieniły naszą współczesną historię. Są dowodem na to, że przez papieży Bóg (Duch Święty) działa, ‘mówi nimi’. Ich słowa są prorockie. Trudno dzisiaj, kiedy mamy 45 lat od tego pamiętnego wydarzenia, do niego się nie odwołać.
Pobożność maryjna często ukazywana jest jako naiwna, ckliwa, aż nazbyt niewieścia. Czy słusznie? Historia temu przeczy. Także nasze, polskie doświadczenie, ukazuje zgoła inną rolę Maryi w pobożności narodu, niż by to wynikało z powierzchownych skojarzeń. Trudne czasy, w których żyjemy mogą nam pomóc spojrzeć w inny sposób na kult maryjny dzisiaj i jego odnowioną rolę.
Uroczystość Bożego Ciała. Święto bogate w symbolikę, obchodzone hucznie (wszak na co dzień nie wychodzi się na ulicę z monstrancją...). Zaraz po oktawie Zesłania Ducha Świętego, więc można by powiedzieć, że pełni Jego darów możemy uczcić Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Bardzo lubię tę uroczystość i sposób jej celebracji. W tym roku nie tylko będę dziękować Jezusowi, że wychodzi namacalnie między nas, nasze domy, ale będę też prosiła o to, by te domy przemieniał. By przemieniał nasze patrzenie.
Niedawno nasze dzieci dostały zaproszenie na prywatny koncert pewnego zespołu przez nie uwielbianego. "Nie chcemy, by Jadzia i Jasiu zostali zasypani kolejnymi zabawkami z okazji ich nadchodzących urodzin, więc powiedzieliśmy im, że w tym roku wspólnym prezentem z tej okazji i na dzień dziecka będzie zorganizowanie imprezy plenerowej dla wszystkich naszych przyjaciół i znajomych. Jeśli chcecie i możecie, zamiast kupować naszym maluchom upominek, dorzućcie się do zrzutki na opłacenie zespołu" - napisali w postscriptum zaproszenia rodzice bliźniaków, z którymi przyjaźnią się nasze dzieci. Zatrzymał mnie ten pomysł na dłużej. Bo choć jestem entuzjastką tego typu prezentów, to widzę w nim pewne ryzyko.
Czy dane o liczbie nowo wyświęconych prezbiterów wpływają na decyzje o pójściu do seminarium albo wstąpieniu do zakonu? Być może mieliśmy szansę uniknąć zaskoczenia, w porę rozpoznając znaki czasu.
Świat nigdy nie radził sobie z tym, by mieć zrównoważony stosunek do dzieci. Przesadzamy w tworzeniu wokół dzieci jakiejś nienaturalnej otoczki oczekiwań, naiwnych planów, idealizowanej przyszłości, co rodzi nadopiekuńczość i brak zdrowych relacji. Albo z drugiej strony, dziecko staje się kłopotem, trudnym do uniesienia ciężarem, niechcianym i niepotrzebnym ‘gościem’, który staje w poprzek ludzkich planów swobodnego i przyjemnego życia, a zatem chcemy go wyeliminować. Jedna i druga skrajność mówi wiele o naszym ‘człowieczeństwie’ albo raczej o nieradzeniu sobie z nim.
Gdy pojawia się fajna propozycja, a ja odmawiam, bo chcę mieć czas dla dzieci, są tacy, których szokuje tak jasne postawienie sprawy. Uważają, że „się marnuję”, że jestem źle zorganizowana – wszak świetnie zorganizowana matka-Polka z pieśnią na ustach biegnie na osiem godzin do pracy, ma posprzątane, wyprane, wychodzi z domu, kiedy zechce i jest tym, kim była wcześniej, zanim urodziła. A ja?
Trzy lata temu na tych łamach, po tym jak Deon zamieścił wywiad z Jakubem Pankowiakiem – jednym z bohaterów filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”, postawiłem tezę, że osoby pokrzywdzone przestępstwami seksualnymi w Kościele powinny się zjednoczyć i powołać do życia fundację bądź stowarzyszenie. Argumentowałem, że warto jest wykorzystać dobrą energię, która jest w osobach pokrzywdzonych, które jakoś już swoją krzywdę „przerobiły”, by pomóc innym i zawalczyć o oczyszczenie się Kościoła.
Z dużym wewnętrznym poruszeniem wspominam moje rekolekcje ignacjańskie sprzed dwóch lat. Z jednej strony, w tamtym czasie, byłam w żałobie po śmierci mamy. Z drugiej, mocno przewartościowywałam swoje spojrzenie na macierzyństwo. Te rekolekcje były przełomowe, bo okazało się, że zdecydowanie bliższy stawał się dla mnie św. Józef niż Maryja. Dlaczego? Bo macierzyństwo wiązało się w moich oczach z bólem…
Kilka dni temu wróciłam z rodzinnej wyprawy do Rzymu. Przez blisko tydzień obcowaliśmy ze sztuką przez wielkie ‘S’, sycąc oczy piękną architekturą i zachwycającymi dziełami rzeźby i malarstwa. Kto był w stolicy Włoch, ten zapewne się zgodzi, że takiego nagromadzenia Michałów Aniołów, Rafaelów i da Vincich nigdzie w świecie się nie uświadczy. W mnogości wzruszeń i zachwytów, nie mogłam się opędzić od paru myśli.
Trudno dziś wyobrazić sobie duszpasterstwo bez jakiegokolwiek odniesienia do objawień prywatnych. Czy dlatego Dykasteria Nauki Wiary opracowała nowe normy rozeznawania tego typu zjawisk w życiu Kościoła?
Jednego, czego nam teraz w Polsce na pewno nie potrzeba, to sporów o symbole, także te o charakterze religijnym, o wieszanie krzyży, zdejmowanie ich, dyskusji, co wolno, a czego nie wolno w tym względzie w przestrzeni publicznej i do kogo ona należy. Decyzja władz Warszawy o ‘zdjęciu krzyży’ w budynkach publicznych zaskoczyła wielu z nas i, niestety, budzi demony złej przeszłości. Nie, nie będzie żadnej ‘wojny religijnej’. Jesteśmy na to już za mądrzy, ale poczucie rozczarowania zostaje.
Skąd się w nas bierze ta uległość wobec pokusy, by w jednej dobie zdążyć ze wszystkim, z czym przychodzi świat, upchnąć obowiązki, zachcianki, pragnienia, załatwienia, spotkania, telefony, seriale, umyte okna i cudze życie w rolkach w dawkach po pół godziny trzy razy dziennie, połknąć bez popijania?
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}