Witajcie w czasach post-politycznych. Człowiek-bizon na Kapitolu, odchodzący prezydent wywołujący zamieszki przy pomocy Twittera i globalne korporacje odbierające prezydentowi USA możliwość kontaktu z ludźmi. To, co zobaczyliśmy w ostatnich dniach, to tylko niewinna przygrywka do tego, co nas czeka w najbliższych latach.
Nauczyliśmy się prowadzić parafie i robimy dobrze wszystko, co się z tym wiąże, ale nie potrafimy wyjść ponad to. Prowadzimy duszpasterstwo osiadłe, statyczne, przewidywalne. Nie potrafimy natomiast bardzo często wyjść na zewnątrz, do ludzi, którzy o Kościele już dawno zapomnieli, zwłaszcza do młodych, ale też do tych, którzy do niedawna jeszcze z nami szli, a którzy zdecydowali się odejść.
Pandemia, którą przeżywamy, pokazała przykłady takiego myślenia. Ciało Chrystusa zarazków nie przenosi. No przecież. Kapłańskie ręce namaszczone świętym olejem też nie powinny, a jednak. Skąd to się wzięło?
Jestem dziwolągiem – nie słucham księży celebrytów, bo bardziej mnie drażnią, niż ubogacają. Nie obserwuję znanych blogerów, bo nie potrzeba mi tego, o czym mówią. Staram się szukać treści, które mnie karmią. Tych, które pokazują mi kilka centymetrów drogi, która przede mną. Mojej drogi.
Czekam niecierpliwie na dzień, w którym będziemy obchodzili wspomnienie Świętej Rodziny Ulmów, a jeszcze bardziej czekam na obchody Wspomnienia Świętej Rodziny Normalnych Chrześcijan, bez cudów i objawień, bez fajerwerków i przesadnej pobożności.
Złożenie zawiadomienia o możliwych zaniedbaniach biskupa czy też oskarżenie go o molestowanie nie oznacza automatycznie, że zostaje on uznany za winnego. Ale w interesie wspólnoty Kościoła, jak również samych hierarchów – którzy zapewniają o swojej niewinności - jest to, by sprawy zostały wyjaśnione szybko i w sposób jak najbardziej przejrzysty.
Kolęda – wizyta księdza u parafian – była na pewno ostatnim bastionem „starego porządku” Kościoła w Polsce. Ksiądz pojawiający się w naszych domach raz do roku był już ugruntowaną tradycją i pewnego rodzaju symbolem naszego udziału w życiu Kościoła (tragiczne, ale tak było). Dziś jej nie ma.
Nie ma nic specjalnie imponującego w przyjściu na świat dziecka biednych rodziców w podróży. A okazało się: najważniejszy fakt w historii świata. Nie ma nic specjalnie imponującego w monastycznym rozkładzie dnia, kiedy się już człowiek do niego przyzwyczaił i zmyła się z niego nowość. A okazuje się: sam fakt, że jesteśmy tam, gdzie Bóg nam wyznaczył miejsce, w strumieniu Jego woli, dostępnym nam przez posłuszeństwo – ma wartość większą, niż gdybyśmy świat zawojowali.
Takie podejście sprawia, że wiele osób zostaje wykluczonych lub czuje się wykluczonymi z Kościoła. Takie podejście sprawia też, że jest w Kościele grupa osób, które czują się mistrzami katolickości. I ani jeden, ani drugi stan nie jest dobry.
Chciałbym wyrazić moją wdzięczność wobec Was wszystkich, którzy każdego dnia troszczycie się o swoje rodziny, czasem nawet ofiarnie walcząc o ich przetrwanie i ocalenie wiążącej je miłości. W pewnym sensie zazdroszczę Wam tego doświadczenia, że ktoś Was kocha, czasem nawet na przekór całemu światu.
"Nie masz wpływu na to, co przyniesie Ci kolejny rok, ale masz wpływ na to, co zrobisz dzisiaj i jutro, z tym co masz" - pisze Maja Moller.
Jest źle - trzeba to jasno i bez owijania w bawełnę powiedzieć. I to tak źle, że jeszcze chyba nigdy - przynajmniej za mojego niespełna 30-letniego życia w Kościele - nie było. Dużo więc upłynęło w Wiśle wody, zanim wreszcie zabrałam się do podsumowania tego, co w mijającym roku działo się w Kościele.
Dla części z wiernych rok 2020 był czasem ostatecznego rozstania się z Kościołem. Nie brak też jednak takich, dla których był ekspresową lekcją z tego, jak bardzo to właśnie my, świeccy, jesteśmy Kościołem. Pytanie, w co przekujemy ten potencjał.
Wydaje się, że Franciszek nieco wszystkich zaskoczył ogłaszając rok, który ma być poświęcony zgłębieniu jednego z najbardziej kontrowersyjnych dokumentów jaki wyszedł spod jego ręki.
Na co naraziłby się dzisiaj ktoś, kto chciałby zburzyć sanktuarium i pozmieniać tradycje? Czy zginąłby ukamienowany jak Szczepan - zwolennik radykalnych zmian i zburzenia świątyni? Bo takie stawiali Szczepanowi zarzuty pobożni zwolennicy jedynej prawdziwej religii.
Może warto wrócić do zwyczaju dzielenia się opłatkiem ze zwierzętami? I nie chodzi tylko o psy i koty
Męczeństwo św. Szczepana, które Kościół stawia nam przed oczy już w drugi dzień Oktawy Bożego Narodzenia, to nie jest pomyłka, liturgiczny przypadek, ale wskazanie na to, że te święta, choć tak ciepłe i rodzinne, mają także wymiar dramatu.
Dziś Wigilia, jutro Boże Narodzenie. To dobry moment, żeby uruchomić w sobie jak największe pokłady wrażliwości i pamiętać o kilku ważnych rzeczach.
Bóg jest sensem rzeczywistości tego świata, to znaczy, że ten świat ma więcej przed sobą niż za sobą. Na rozwoju świata zyskuje więc nie tylko człowiek, lecz także Bóg. Przecież to my jesteśmy szczęściem i - niestety - również nieszczęściem Boga - pisze Wacław Oszajca SJ.
Kluczem do zrozumienia tej i wielu innych sytuacji z życia Maryi jest Jej całkowita i bezgraniczna wiara, niezwykłe wewnętrzne przeświadczenie, że Bóg naprawdę jest dobry i niczego bardziej nie pragnie, jak tylko i wyłącznie szczęścia i pomyślności człowieka.
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}